św. Maksymilian Maria Kolbe – „Ten, który rozdał życie”

Św. Maksymilian Kolbe  – „TEN KTÓRY ROZDAŁ ŻYCIE…”

Maksymilian Maria Kolbe OFMConv (1894-1941) – kapłan, franciszkanin konwentualny, gwardian wielki czciciel Maryi i Najświętszego Sakramentu, redaktor i wydawca, społecznik, misjonarz, więzień Oświęcimia, męczennik okresu II wojny światowej, święty.

ŻYJĄCY MAKSYMALNIE. Biografia i Dzieła Ojca Maksymiliana.

Rajmund Kolbe, bo takie imię otrzymał na chrzcie nasz patron, wychowany został w religijnej rodzinie. Od najmłodszych lat miał szczególne nabożeństwo do Maryi. To właśnie Matce Bożej święty się zawierzył, Jej dedykował i z Jej pomocą prowadził wszystkie wielkie dzieła swojego życia. [2]
A było ich niemało. Jego biografia wskazuje, że był to człowiek niezmiernie aktywny i twórczy. Żyjący na pełnych obrotach. Był wizjonerem i świetnym organizatorem. Nie było dla niego rzeczy niemożliwych do realizacji i nigdy nie zrażał się przeciwnościami. Był wytrwały i skuteczny w działaniu, zawsze gotowy na poświęcenia. Do tego charyzmatyczny i potrafiący swój zapał ewangelizacyjny przelać na innych. Założył „Rycerstwo Niepokalanej”, a także klasztor w Niepokalanowie, który przed wojną był, jednym z najliczniejszych klasztorów na świecie (w 1939 liczył 762 braci). Zakonnik umiał wykorzystać nowoczesne technologie i środki masowego przekazu do realizacji misji szerzenia kultu Niepokalanej. W Niepokalanowie utworzył drukarnię klasztorną i rozpoczął wydawanie miesięcznika „Rycerz Niepokalanej” o zasięgu nie tylko ogólnokrajowym, ale i światowym. Planował budowę lotniska, by móc kolportować miesięcznik na cały świat. Założył Radio Niepokalanów, a także placówkę misyjną
w Japonii. Dużo podróżował. Szedł tam, gdzie go poprowadziła i potrzebowała Maryja: Zduńska Wola, Rzym, Kraków, Grodno, Warszawa, Niepokalanów, Nagasaki, Indie, Oświęcim. Ciągle w drodze.

Imię zakonne, które obrał – Maksymilian (od łac. Maksimum- największy) stało się symbolem życia świętego, który pragnął oddać Bogu największą chwałę, Matkę Najświętszą uczcić najbardziej, nawrócić i uświęcić największą liczbę ludzi, stać się samemu największym świętym. [1]

Przy czym największym paradoksem jest to, że fizycznie był człowiekiem słabym i schorowanym. Chorował na gruźlicę.

Ojciec Maksymilian, jako odważny chrześcijanin, tam, gdzie posłał go Bóg, prowadził innych ku Niemu i dawał świadectwo niezwykłego zaufania Opatrzności. [2] Podczas trudnych lat wojennych i niemieckiej okupacji, mimo aresztowań i represji, starał się kontynuować działalność wydawniczą
i ewangelizacyjną, troszczył się o powierzonych mu braci, ale też o okoliczną ludność. Zorganizował
w klasztorze punkt pomocy ludności cywilnej, która ucierpiała na skutek działań wojennych. A nade wszystko, każdemu napotkanemu i potrzebującemu, udzielał duchowego wsparcia i pociechy. Pełen spokoju, opanowania, życzliwości i miłości był oparciem dla innych, także w chwili swojej śmierci.

Aresztowany w maju 1941 został przewieziony do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, gdzie dobrowolnie oddał życie za współwięźnia Franciszka Gajowniczka – ojca rodziny. Skazany na śmierć głodową, zmarł dobity zastrzykiem z fenolu 14 sierpnia 1941 roku. Oddał życie, by inny mógł żyć.

Kościół ustanowił św. Maksymiliana patronem rodzin, ze względu na jego heroiczny akt miłości wobec człowieka i jego rodziny. Jest też patronem honorowych dawców krwi i energetyków (ze względu na jego zainteresowania nowoczesnymi technologiami w tym energetyką i elektryką). Jan Paweł II nazwał go patronem „naszych trudnych czasów”.

Nasza wspólnota zaś obrała również Maksymiliana za patrona, ze względu na wielką miłość do Jezusa Eucharystycznego i szczególne miejsce, jakie w jego życiu miała Adoracja Najświętszego Sakramentu, praktykowana przez niego w różnych miejscach, gdziekolwiek się znalazł.

WEWNĘTRZNY OLBRZYM. Duchowość Ojca Maksymiliana.

Jeden ze współwięźniów oświęcimskich Jan Bielecki tak wspomina ojca Maksymiliana:

„Dziś po tylu latach dokładnie widzę, ciągle mi towarzyszy pamięci, sylwetkę Ojca Maksymiliana i odczuwam obok siebie jego wielką osobowość. Wielkość tę dojrzałem po kilku pierwszych kontaktach z nim (…) w tym człowieku czuło się prawdziwy spokój, który w sobie nosił i który z niego promieniował. Odnosiło się wrażenie, że to jakiś wewnętrzny olbrzym mający w sobie bezmiar niepojętej mocy pozwalającej mu bez załamania przebywać
w obozowym piekle innych uzbrajać w cudowną siłę dobroci. Człowieka tego chociażby jego pełnych łagodności oczu, życzliwości i owej niepojętej siły nie sposób było minąć” [1]

Wielka aktywność zewnętrzna i jej owoce, czyli dzieła, z których ojciec Maksymilian jest dobrze znany, jak i ten „wewnętrzny olbrzym”, którego mogli zobaczyć uważni obserwatorzy, o którym wiedzą nieliczni, były możliwe dzięki głębokiemu życiu wewnętrznemu. Głębokiemu życiu modlitwy. To ono leżało u podstaw zewnętrznego aktywizmu. To był sekret owego „wewnętrznego olbrzyma”. Sekret głęboko ukryty. Maksymilian nie zwierzał się chętnie i nie odsłaniał swego wnętrza. Ale można niejako je odkryć, wczytując się w pisma, które pozostawił, a także dzięki świadectwom tych, którzy mieli go okazję poznać. Można odczytać, jak bogata życiem nadprzyrodzonym była jego dusza. [1]

Jeden z współczesnych współbraci Leon Dyczewski OFMConv po lekturze pism ojca Maksymiliana napisał:

„Tytuł książki (Ten który rozdał życie..) streszcza wiele notatek świętego męczennika
i doskonale ujmuje jego postawę życiową wyrażającą się w pełnym oddaniu siebie Bogu
i bliźnim. Rozdał siebie bez reszty, a rozdając wciąż wzrastał w życie Boże i tak w pełnym zapomnieniu o sobie wciąż odnajdywał siebie. Jest to Jezusowa droga troski o siebie. Jest to praktyczna realizacja paradoksalnego powiedzenia Chrystusa : Kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je: (Mt 16,25).” [1]

Ta postawa – „rozdającego życie”, by inni mogli żyć – to postawa nasuwająca skojarzenie z Eucharystią.  Tak dosłownie uczynił Jezus Chrystus podczas Ostatniej Wieczerzy, gdy Chleb Swego Ciała połamał
i rozdał miedzy uczniów, karmiąc ich Sobą. Zapowiadając tym samym Swą śmierć na Kalwarii, gdzie oddał swoje życie, by każdy, kto w Niego uwierzy, miał życie i to w obfitości. Jezus był pierwszym, który rozdał Swoje Życie…a Maksymilian Jego uczniem i wiernym naśladowcą.

Gdy czyta się pisma Maksymiliana i opisy świadectw, tych którzy go znali, można odkryć, że taka postawa nie jest przypadkowa, bowiem Eucharystia i Adoracja Najświętszego Sakramentu była jednym z filarów jego życia duchowego. Obok Maryi to Chrystus obecny realnie w Najświętszym Sakramencie był Tym, który prowadził Maksymiliana ku świętości, dawał siłę do działania, promieniował w nim na innych: pokojem, radością i miłością.

DWIE KOLUMNY. Maryja i Jezus w  Najświętszym Sakramencie. Źródło uświęcenia w życiu Maksymiliana Kolbego.

Jest taki sen św. Jana Bosko o okręcie targanym przeciwnym wiatrem i burzami, który ocalenie
i bezpieczną przystań odnalazł, gdy swój kurs skierował miedzy dwie kolumny. Na jednej kolumnie stoi figura Maryi, a na drugiej monstrancja z Najświętszym Sakramentem.

Ojciec Pal, jeden z bliskich przyjaciół, współbrat i jeden z pierwszych członków MI (Rycerstwa Niepokalanej), tak pisał o Maksymilianie:

Miłość do Jezusa w Najświętszym Sakramencie i do Dziewicy Maryi przepełniała jego serce rozpalając je do najwyższych granic [3]

Maksymilian kochał całym sercem Najświętszą Maryję Pannę Niepokalaną, czcił i z oddaniem jej służył,  pragnął, by każde ludzkie serce też Ją kochało, Ją czciło i Jej służyło. Już od dzieciństwa była Panią jego serca. Jej Imię nie znikało z jego ust. Jest to fakt z życia duchowego świętego Maksymiliana ogólnie wszystkim znany.

Ale Maryja jest Tą, która przede wszystkim prowadzi ku swemu Synowi, ku Jezusowi. Maksymilian rozkochany w Maryi, przez Nią kochał całym sercem Jezusa. I to szczególnie Jezusa ukrytego, ale realnie obecnego w Najświętszym Sakramencie. Pobożność eucharystyczna zajmowała szczególne miejsce w życiu wewnętrznym Maksymiliana To fakt już nie wszystkim znany.

Oto co sam pisze w jednej z medytacji:

Umiłowanie Pana Jezusa w Przenajświętszym Sakramencie ponad wszystko. On jest dla nas wszystkim [3]

„Nawiedzenie Najświętszego Sakramentu: zaufaj Panu we wszystkim, Dziękuj Mu, proś Go” [3]

Gdy pojawiał się problem lub o. Kolbe czuł się przytłoczony brzemieniem wydarzeń, szukał schronienia przy tabernakulum. Świadkowie piszą „Kiedy miał jakąś trudność albo powód do smutku, szedł natychmiast do kościoła i pozostawał czas jakiś obecności Najświętszego Sakramentu.” [3]

Był przekonany o realnej obecności Jezusa, który dla niego był „Bogiem Wcielonym i ukrytym pod postaciami chleba”. Zwracał się do Niego modlitwą:

„Serce Twoje nie godziło się, bym miał się karmić jedynie wspomnieniami Twojej ogromnej miłości. Pozostałeś na tej niskiej ziemi w Najświętszym Przedziwnym Sakramencie Ołtarza” [3]

W medytacjach radzi, by podczas nawiedzeń Najświętszego Sakramentu łączyć się z kapłanami, którzy w  tym czasie odprawiają Msze świętą na całym świecie. [3]

A swoim współbraciom udzielał takich wskazówek do modlitwy w trakcie wystawienia Najświętszego Sakramentu

„Mówmy Mu, że Go kochamy. Można Go pytać, czego oczekuje, od nas, jakie są Jego życzenia. Czasem można również prosić Jezusa o coś dla nas lub dla innych. Można mówić do Jezusa tak jak brat do brata, jak przyjaciel do przyjaciela, a nawet jeszcze lepiej, bo zdarza się, że ludzie nie mogą nas zrozumieć, podczas gdy Jezus rozumie każdego z nas. Takie rozmowy podobają się Jezusowi.” [3]

Jak mówił, tak też czynił. A Maryja i Jezus utajony w Najświętszym Sakramencie doprowadzili Maksymiliana do świętości.

„BOSKI WIĘZIEŃ MIŁOSCI”. Adoracja Najświętszego Sakramentu w życiu o. Maksymiliana

W osiemnastym roku życia o. Maksymilian formułuje pytanie, które zawsze stanowić będzie dla niego bodziec: „Czy Jezus jest zadowolony z tego, że mieszka pod jednym dachem z tobą, dla ciebie? Idź Go odwiedzić, módl się do Niego” [3]

Od tej pory Maksymilian będzie starał się przychodzić do kaplicy jak najczęściej.

W Rzymie podczas studiów praktykował codzienne nawiedzenie Najświętszego Sakramentu.

Jak sam wspomina: Wróciliśmy właśnie z przechadzki, podczas której są zawsze nawiedzenia Najświętszego Sakramentu i to zawsze w innym kościele, bo jest ich około 300” [3]

  1. Pal pisze zaś: „Można twierdzić, że nawiedzał Najświętszy Sakrament w każdej godzinie, ponieważ przed każdym wykładem i po każdym wykładzie czy każdej rekreacji odwiedzał Jezusa w tabernakulum, a wieczorem niemal zawsze wychodził ostatni z kaplicy.” [3]

W Polsce jedną z jego pierwszych trosk po założeniu Niepokalanowa była prośba kard. Aleksandra Kakowskiego, arcybiskupa warszawskiego, o prawo przechowywania Najświętszego Sakramentu
i wystawiania Go podczas nowenny przygotowującej do święta Niepokalanego Poczęcia. [3]

W Niepokalanowie, gdy został założony i kaplica urządzona, o. Maksymilian nie miał nic pilniejszego jak udawać się przed ołtarz, gdy tylko pozwalały mu na to jego zajęcia. Najczęściej było to nawiedzenie krótkie, ale za żadną cenę nie chciał zaniedbywać spotkania z Panem. [3]

Jedno ze świadectw z tego okresu: O. Anzelma Kubita: ”Gdy po raz pierwszy byłem w Niepokalanowie w roku 1928, najpierw wszedłem do kaplicy. Po kilku chwilach przyszedł o. Maksymilian, nie zauważywszy, że ktoś jest ukryty w kąciku, z takim zapałem i skupieniem adorował Najświętszy Sakrament, że na ten niezwykły widok zadrżałem na całym ciele.” [3]

Inny świadek opisuje: „W chwilach wolnych często odbywał adorację Najświętszego Sakramentu
w klasztornej kaplicy” [3]

Wiem ponieważ to widziałem: Zawsze uczestniczył we wspólnej adoracji Najświętszego Sakramentu w rodzinie zakonnej zgodnie z porządkiem dnia. Praktykował też adorację prywatną
i zalecał ją swym braciom, gdy po opuszczeniu klasztoru wracali do niego. Wieczorem po rozmyślaniu, pozostawał samorzutnie na adoracji. Często w ciągu dnia odprawiał adorację.”
[3]

Gdy musiał wyjść za klauzurę, zachowywał się tak samo. Nic nie mogłoby go odwieść od tego sposobu postępowania, a na pewno nie okoliczności zewnętrzne. Ks. Włodzimierz Obidziński, proboszcz parafii, na terenie, której znajdował się Niepokalanów, stwierdził to nieraz: „Sługa Boży kilkakrotnie głosił nauki podczas rekolekcji zorganizowanych dla moich parafian w Pawłowicach. Kiedy nie było nauk czy spowiedzi, zawsze chodził do kościoła na kwadrans adoracji przed Najświętszym Sakramentem. Nawet gdy padał ulewny deszcz, nigdy nie omieszkał pójść do kościoła na zwyczajną adorację.” [3]

Nawet odległości geograficzne nie zmieniły jego postepowania. Japonia była daleka, on jednak tym żywiej odczuwał potrzebę pokrzepienia u źródła. Oto dwa świadectwa z okresu , gdy był w Japonii:

  1. Korneliusz Czupryk wspomina: Sługa Boży miał zwyczaj często nawiedzać Najświętszy Sakrament zarówno w dzień jak i w nocy. Chodził do kaplicy przed Najświętszy Sakrament o pewnych porach dnia i nocy, które sam dokładnie ustalał”.
  2. Mieczysław Mirocha zaś opisuje: „Co dzień ponad dziesięć razy nawiedzał Najświętszy Sakrament
    z wielką pobożnością.(…) Gdy wykładał teologię, co godzina chodził z nami na adorację Najświętszego Sakramentu”.[3]

Taka postawa wywierała tez wpływ na innych.

Ci, którzy parzyli na niego klęczącego przed ołtarzem, zdumiewali się i budowali, widząc go zatopionego w modlitwie, której intensywność łatwo wyczuwali. Świadkowie tak wspominają:

„Często widziałem sługę Bożego w kaplicy podczas adoracji Najświętszego Sakramentu. W tym czasie nigdy nie pozwalał sobie pozostawać wygodnie w pozycji siedzącej albo opierać się, zazwyczaj klęczał na podłodze bez żadnego podparcia i trzymał ręce pod kapturem, cała postawa jego osoby wyrażała głęboki szacunek skupienie i pobożność.” [3]

„Gdy się go obserwowało podczas adoracji Najświętszego Sakramentu, nie można było oderwać oczu od jego twarzy, tak była urzekająca” [3]

„Jego sposób zachowania się przed Najświętszym Sakramentem jasno dowodzi, ze jego wiara
w rzeczywistą obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie była bardzo żywa” [3]

„Jego twarz w obecności Najświętszego Sakramentu tak wyglądała jak gdyby rzeczywiście widział żywego Chrystusa.” [3]

„Widząc jego rozpromienioną twarz, byłem przekonany, że gdyby w tej chwili przyszło mu oddać życie za wiarę świętą” [3]

Zważywszy to wszystko, rozumiemy, że po zakończeniu nawiedzenia o. Kolbe myślał już tylko o tym, jak innych natchnąć swym entuzjazmem. Wskazując Najświętszy Sakrament, wyjaśniał, że: „całe życie zakonne zależy od tego”. Mawiał też: „ tam jest nasza siła, tam źródło naszego uświęcenia”. [3]

Maksymilian żył więc Najświętszym Sakramentem i pragnął, by również inni Nim żyli. [3]

Jednakże o. Maksymilian nie przychodził na te audiencje w pojedynkę. Prosił Niepokalaną, by mu towarzyszyła, nikt bowiem lepiej niż Ona nie może uczyć nas kochać Chrystusa obecnego miedzy nami w tabernakulum. [3]

Nikt inny nie może lepiej niż Ona przyjąć naszych zwierzeń i docenić naszych trosk, aby je przekazać Jezusowi. Nikt nie ma nieograniczonego dostępu do Jezusa, którego cała radością jest widok własnej Matki wstawiającej się za nami. [3]

Kto wpadnie do naszej kaplicy, pada na kolana, adoruje Pana Jezusa, spogląda na twarz Niepokalanej i odchodzi, a Ona z Panem Jezusem jego sprawę załatwia.” [3]

Na koniec tylko dodajmy, że Adoracja choć jest jednym z istotnych składowych wymiarów modlitwy
w życiu Maksymiliana, to jednak nie była nigdy dla niego celem samym w sobie. Celem jest wypełnienie się w miłości. [3]

Tym tłumaczy się zdanie napisane przez świętego Maksymiliana w roku 1938:

Jezus chce być bardziej kochany niż adorowany w Najświętszym Sakramencie ołtarza.” [3]

 ADORACJA WIECZYSTA. Marzenie świętego Maksymiliana.

Marzeniem Maksymiliana była wieczysta adoracja w Niepokalanowie. Jeszcze w czasie studiów
w Rzymie wpisał się do grona osób praktykujących wieczystą adorację prowadzona przez siostry Adoratorki założone przez matkę Marie Deuil-Martiny (beatyfikowana przez Jana Pawła II 1989 roku). Od chwili powrotu do Polski o . Kolbe myśli o zainicjowaniu wiecznej adoracji co pokazuje list z 17 czerwca 1921 roku. Ten projekt zaczyna się konkretyzować począwszy od roku 1931. Zwierza się z niego o. Florianowi Koziurze w liście prywatnym pisanym z Japonii 21 lipca 1931 roku:

„ Marzyłem nieraz by Pan Jezus w monstrancji był wystawiony dzień i noc i starczyłoby braci, by po dwóch lub więcej stale na zmianę adorować”

Plan swój mógł o. Kolbe zrealizować dopiero pod koniec roku 1939 w trakcie wojny po pierwszy uwiezieniu. Zresztą trzeba dodać, że realizacja była częściowa. Była to adoracja tylko dzienna i bez wystawienia Najświętszego Sakramentu. Niemniej o. Maksymilian był tak szczęśliwy z tych początków, że opowiedział o nich w liście z 21 maja 1940: „Dnia 9 grudnia ub.r. powstała nieustanna adoracja Najświętszego Sakramentu. Najpierw po dwóch, a obecnie po czterech braci stale adoruje Boskiego Więźnia Miłości, zmieniając się co pół godziny. Jest to najważniejsza czynność chwili obecnej” [3]

W pełni marzenie o Maksymiliana ziściło się w 1 września 2018 roku. Kiedy w niepokalanowskim kościele powstała kaplica Adoracji Wieczystej z monstrancja w kształcie figury Niepokalanej. Ustanowiona jako jedna z kaplic Światowego Centrum Modlitwy o Pokój tzw. „12 gwiazd w koronie Maryi Królowej Pokoju”, czyli miejsc, w których w szczególny sposób modli się o pokój na świecie. I jest dokładnie jak to opisał Ojciec Maksymilian:

„Kto wpadnie do naszej kaplicy pada na kolana, adoruje Pana Jezusa, spogląda na twarz Niepokalanej i odchodzi, a Ona z Panem Jezusem jego sprawę załatwia.”

Tekst napisała: Anna – Adoracja w Drodze
Wszelkie prawa do kopiowania tekstu zabronione

Bibliografia/ Źródła:

[1]„TEN KTÓRY ROZDAŁ ŻYCIE” Leon Dyczewski OFMConv , Kuria prowincjalna oo. Franciszkanów Warszawa 1983

[2]Świety Maksymilian Kolbe, Paweł Zaborowski, Święty Paweł 2019

[3] ŚWIĘTY MAKSYMILIAN KOLBE PRZYJACIEL I DOKTOR MODLITWY Jean-Francois de Louvencourt OCSO Wydawnictwo oo. Franciszkanów Niepokalanów 2000